Zabiegi
marketingowe potrafią nieźle mydlić oczy zainteresowanym osobom.
Jednym z obiegowych haseł reklamującym różnorodne inwestycje jest
magicznie brzmiące hasło Gwarancja zwrotu kapitału. Na dowolnej
rozmowie, dowolnej ulotce to hasło jest pogrubione, a doradcy
powtarzają ją niczym mantrę.
Jakkolwiek
mantry mogą rzekomo mieć właściwości oczyszczające umysł tak
mantra Gwarancja zwrotu kapitału jest mówiąc łagodnie ładnie
brzmiącą mrzonką, mającą właściwości raczej niepożądane. Często dają się na nią nabrać początkujący
inwestorzy. Dlaczego jednak jest to tylko mrzonka?
Ładnie
brzmiący zwrot Gwarancja zwrotu kapitału ma dać inwestorowi
poczucie: powierzam moją kasę specjalistom najwyższej klasy, oni
pomnożą ją dla mnie, jeśli rynek będzie sprzyjający, a jeśli
będzie niesprzyjający to oddają mi całą wpłaconą kasę tak, że
nie będę na tym stratny. Prawda że ładnie?
Jeżeli
patrzymy z perspektywy szaleńca, który gdy wyczerpie mu się
cierpliwość do toto lotka przerzuca się na giełdę na której
tylko wie że można zarobić i inwestuje w nią na chybił trafił
odpowiedź brzmi - tak. Dla niego gwarancja zwrotu kapitału ma
znaczenie. W totku tracił małe kwoty, na giełdzie straci na pewno
większe i nikt mu nie zagwarantuje zwrotu, pozostanie jedynie
bolesna nauczka.
Jeżeli
patrzymy z perspektywy zasad świata finansów hasło gwarancja
zwrotu kapitału jest po prostu śmieszne. Niestety mówię to z
perspektywy własnej naiwności, gdyż sam nabrałem się na to hasło
wchodząc w 2006 w długoletnią inwestycję z której wycofałem się
dopiero w kwietniu ubiegłego roku.
Wspomniana
inwestycja a mówiąc ściślej fundusz zamknięty kończy się na
początku 2013 roku. Ma oczywiście gwarancję zwrotu kapitału która
6 lat temu robiła na mnie wrażenie. Niestety nigdzie na ulotkach
nie było napisane, że gwarantowany kapitał będzie pomniejszony
o ponad 6 lat zarządzania.
Gdy policzyłem sobie ile dostanę gwarantowanego zwrotu za 1,5 roku
a ile mogę zarobić przez ten czas wycofałem pieniądze pomimo kary
za zerwanie umowy. Gdy wyrównam straty, a już niedużo brakuje,
opiszę szczegółowo ten produkt, a tutaj umieszczę odpowiedni
link.
Tak
naprawdę gwarancja zwrotu kapitału powinna zawierać minimum zwrot
kwoty
którą zainwestowaliśmy, powiększonej
o wskaźnik inflacji
czyli np. +4,6% za rok 2011 tyle bowiem wynosiła inflacja w roku
ubiegłym. Tylko w takim przypadku możemy mówić, że kapitał na
wejściu i wyjściu są sobie równe.
Przyznam
że rozbrajają mnie doradcy mówiący z uśmiechem: to 10 letni
produkt z gwarancją zwrotu kapitału. Hmm wpłacona kwota za 10 lat
zakładając średnio 4% inflacji co rok i odliczając np. 2% za
zarządzanie tym kapitałem będzie wyglądała zupełnie inaczej niż
dziś.
Rozbieżność
będzie większa jeśli przez ten okres lokowalibyśmy w najlepsze
lokaty np. na 6%. Tylko tu mamy gwarancję zwrotu kapitału jeśli
wybierzemy tylko takie, które uchronią nas przed inflacją.
Dla
mnie hasło gwarancja zwrotu kapitału jest tytułową gwarancją
mniejszego zła.
Większym złem jest tylko hazard czy przypadkowe obstawianie na
giełdzie. Mniejszym złem podpisanie zgody na długoletni produkt
czy to fundusz czy polisa.
Gwarancja zwrotu w najgorszym przypadku 100% wpłaconej kwoty w sposób oczywisty nie rekompensuje strat wynikających z inflacji. Jednak sprawą, która najbardziej mnie poruszyła w twoim wpisie, jest kwestia pomniejszenia nawet tych nędznych nominalnych 100% o koszty zarządzania, które opisałeś, a o których ja na przykład nie słyszałem (ale to dlatego że się bliżej tymi produktami nie interesuję). Jasne, pewnie można powiedzieć że jest to OK, jeśli klient jest o tym poinformowany, jednak to zjawisko to już czysta kpina!
OdpowiedzUsuńProdukty o gwarancji zwrotu, to (ja tak sobie wyobrażam) najłatwiej budować w prosty sposób: obliczam jaką częśc wpłaconej kwoty należy odłożyć w postaci czegoś typu lokata o odpowiednim oprocentowaniu tak aby w chwili końcowej mieć 100% całości kwoty. Natomiast resztę inwestuję w jakąś extremalnie agresywną strategię, która być może przyniesie duży zysk, który pomnożony przez mały ułamek określający jej udział w łącznej kwocie inwestycji przyniesie coś ponad te 100% (ja np. bym tutaj kupił na full jakieś groszowe opcje out-of-the-money). O ile co do drugiej części i przypadku faktycznego zysku, rozumiem, że jego cześć może sobie zabrać oferent produktu, o tyle w przypadku pierwszej części (czyli tych gwarantowanych 100%) pobieranie jakichś kosztów zarządzania "lokatą" uważam za przejaw skrajnej arogancji z jego strony. Takie postawy zasługują na krytykę, a wręcz ostracyzm.